Początki tresury psów służbowych Policji w powojennej Polsce datuje się na 1 września 1945 r., kiedy to w Szkole Przewodników i Tresury Psów Milicyjnych znajdującej się w Janikowie koło Poznania zorganizowano pierwszy kurs tresury psów. Mimo że polska kynologia policyjna stawiała pierwsze kroki dużo wcześniej (wzmianki o pierwszym czworonożnym funkcjonariuszu pochodzą z 1913 r.), to rok 1945 można uznać za przełomowy dla polskiej kynologii policyjnej. Ówczesna wiedza o szeroko rozumianej tresurze psów służbowych opierała się na głównym założeniu, że niewłaściwe zachowania psa wiążą się z nieprzyjemnymi konsekwencjami (korektami), a pożądane zachowania z przyjemnymi (nagrodami). Ten model tresury współcześnie nazywany jest „szkoleniem tradycyjnym”. Opierał się na pierwotnej wiedzy o psie, która traktowała go jako wilczego potomka, co za tym idzie – hierarchiczna struktura wilczej watahy miała odpowiadać tym samym regułom funkcjonowania psa wśród ludzi. Krótko mówiąc, dominująca pozycja człowieka (przewodnika) jako osobnika alfa miała być kluczem sukcesu tresurowego. Prekursorem tej metody szkolenia psów był pułkownik Konrad Most (Kierownik Berlińskiego Państwowego Zakładu Hodowli i Tresury Psów Policyjnych). Podręcznik jego autorstwa na temat tresury psów policyjnych i obronnych z 1910 r. stał się na długie lata elementarzem dla wielu treserów, przewodników psów, nie tylko z Policji. Konrad Most podkreślał, że relacje człowiek – pies są hierarchiczne, a „wygranym” jest tylko człowiek, który ową wygraną zawdzięcza sile fizycznej, w realnej walce, w której musi odnieść bezwzględne zwycięstwo. Takie podejście do tresury psa przekładało się również na pracę ówczesnych pozorantów. Kontakt psa z pozorantem często był „szkołą życia” dla psa i tylko silne psychicznie osobniki miały szansę ukończyć szkolenie. Praca pozoranta, mówiąc skrótowo, polegała na drażnieniu psa, jego zdominowaniu czy pokonaniu go w walce fizycznej. Również sprzęt wykorzystywany w ćwiczeniach obrończych pozostawiał wiele do życzenia.
Współczesna etologia psa obala błędne założenie, że zachowanie psa jest zbieżne z zachowaniem wilka. Przeświadczenie to zakładało, że psy starają się budować hierarchiczne struktury oparte na dominacji. Ten rozpowszechniony pogląd przeniknął do technik i metod tresurowych, wprowadzając wiele nieporozumień w relacjach człowiek – pies, występujących jeszcze do dzisiaj. Dla wielu szkoleniowców to wygodny mit usprawiedliwiający stosowanie fizycznych kar w cyklu tresurowym. Głównym powodem tego stanu rzeczy może być fakt, że tresura psów jest swoistego rodzaju rzemiosłem, w którym ciągle jeszcze nie jest wdrażane naukowe spojrzenie na zachowania psa. Tresura psów czy terapia zaburzeń behawioralnych nie jest uregulowaną do końca profesją, dlatego aktualizacja wiedzy lub uzyskanie formalnego wykształcenia w tej dziedzinie nie jest prawnie wymagane.
Jeszcze w społeczeństwie funkcjonuje stereotyp, że osoba pozorująca w ćwiczeniach obrończych (tzw. pozorant) to po prostu człowiek w ubraniu ochronnym, który drażni psy i daje im się szarpać. Być może spowodowane jest to kompletnym brakiem znajomości tematu, a może i tym, że nie ma oficjalnie zatwierdzonej nazwy zawodu dla osoby wykonującej czynności pozoranta w trakcie szkolenia psów. Dla porównania zawód „treser psów” figuruje na liście zawodów i specjalności Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Głównym celem pracy takiej osoby jest przygotowanie i przyzwyczajanie zwierząt do określonych zachowań w określonych sytuacjach oraz nauczenie ich posłuszeństwa. Często spotyka się osoby, które legitymują się „certyfikatem pozoranta” lub mówiące, że są „zawodowymi pozorantami” ze Związku Kynologicznego w Polsce. Związek Kynologiczny, tak jak i inne stowarzyszenia, może organizować szkolenia dla pozorantów czy rekomendować wybrane ośrodki szkolenia i nadawać „uprawnienia” (np. Certyfikat Pozoranta Sportowego Związku Kynologicznego w Polsce), jednak nie mają one żadnej mocy prawnej. Są wyłącznie wewnętrznymi uprawnieniami i nie stanowią oficjalnego dokumentu potwierdzającego wykształcenie.
Pełna wersja artykułu w pliku PDF